ul. Jana Matejki 55/2 60-770 Poznań NIP: 7792439346

Relacje medyków z powstania

RELACJA DR. JÓZEFA GRANATOWICZA (SZPITAL OMEGA)

W dniu 5 sierpnia pluton wojsk hitlerowskich pod dowództwem oficera wtargnął na teren szpitala. Wyszukiwali mężczyzn, których następnie wyprowadzali na podwórze szpitala. Schwytali ich dwudziestu ośmiu. Wśród nich znalazł się aptekarz Nasierowski oraz Przemieniecki, pracownik szpitala ze swoim dwunastoletnim synkiem. Hitlerowcy wszystkim kazali ustawić się pod ścianą, podnieść ręce do góry i zamierzali przystąpić do ich rozstrzeliwania. Młody Przemieniecki im się jednak wyrwał i chciał uciec, jeden z żołnierzy go złapał, a szamoczący się chłopiec straszliwie krzyczał. Usłyszał to personel szpitalny. Kilku pielęgniarzy przybiegło do mnie. Znajdowałem się wówczas w sali operacyjnej, przygotowując się do następnej operacji. Natychmiast rzuciłem wszystko i w ostatniej chwili wbiegłem na podwórze, aby ratować mężczyzn przed rozstrzelaniem.

tawić się pod ścianą. Wcześniej byłem już rozgniewany ich samowolą, teraz protestowałem jeszcze energiczniej. Życia swego nie zamierzałem łatwo oddać. Oficer widział, że doskonale mówię po niemiecku, a nawet używam grubych, niemieckich przekleństw, broniąc się przed rozstrzelaniem. Zastanawiał się co robić. W końcu podniósł w górę dłoń, jakby chciał zabrać głos. Zamilkłem, a on zapytał skąd pochodzę. Odpowiedziałem, że z Poznania. Zapytał wtedy, skąd więc u mnie akcent z Mainz. Odparłem, że tam się wychowałem i uczęszczałem do gimnazjum. Zaczął mnie przepytywać z topografii miasta, potem zapytał o nauczycieli z gimnazjum i kolegów. Okazało się, że on też pochodził z Mainz, był w sąsiedniej klasie, mieszkał dwa domy ode mnie, mieliśmy tych samych nauczycieli, wspólnych kolegów, znaliśmy te same miejsca.

Po dłuższej dyskusji odstąpił od zamiaru egzekucji mojej osoby. Powiedział, że wojuje już od pięciu lat, a nigdy jeszcze nie spotkał nikogo ze swego miasta. Tłumaczył mi, że z sąsiedniego domu uciekło im dwóch mężczyzn, których chcieli rozstrzelać. Na moje dalsze naleganie ostatecznie machnął ręką i na pozostałych, ale pod warunkiem, że zgodzę się pójść z nim i świętować to niezwykłe spotkanie. Specjalnych powodów do świętowania nie widziałem, ale skoro miało to być zapłatą za uratowanie tylu ludzi, natychmiast się zgodziłem.

RELACJA DR. ZBIGNIEWA WOŹNIEWSKIEGO (SZPITAL WOLSKI)

Profesor nie miał żadnych zadań w szpitalu, ale przybył do niego, myśląc, że ochroni go przed zapowiedzianą przez Niemców akcją eksterminacyjną. Nadzieja ta była znikoma. O wiele bezpieczniej byłoby wycofać się do śródmieścia, bo ściśle lekarskich zadań prof. Zeyland nie miał. Tego rodzaju myśl nie przeszła jednak przez głowę Profesora. Dnia 5 sierpnia 1944 r. o godzinie 14.30 wtargnęły do szpitala bandy żołdactwa z oddziałów cudzoziemskich SS (grupa majora Recka), prowadzone przez oficera i podoficerów niemieckich. Po kilku minutach pobytu żołdacy zastrzelili w gabinecie dyrektora szpitala dra Mariana Józefa Piaseckiego, prof. Janusza Zeylanda i księdza kapelana Kazimierza Ciecierskiego. Zabili tych, którzy wychodząc na spotkanie SS- -manów, swoimi osobami chcieli osłonić przed zagładą szpital.

 

RELACJA JADWIGI WILCZKIEWICZÓWNY „GIGI”

W naszej gromadzie byli dwaj bracia, nie pamiętam ich imion. Ustawicznie jeden z nich, Mirek, przeważnie z Marią gasił pożary (jeszcze wtedy się gasiło). Miał nieustanne zapalenie spojówek, a widok Marii w palących się oknach, gdzie jej włosy zlewały się z płomieniami, jak leje wodę z wiadra, mam wciąż przed oczami.

Któregoś dnia ja, Maria i gasiciel pożarów szliśmy razem ul. Jasną na Zgodę, do „Warszawianki” żołnierskiej jadłodajni. Nagle usłyszeliśmy charakterystyczny „zgrzyt szafy” i podmuch pocisków rzucił nas aż na podwórze pod numer 6 na Jasnej. Wszystkie zapalające pociski z fosforem wpadły do bramy nr 8, gdzie stał 6-osobowy posterunek. Wszyscy stanęli w płomieniach. Gasić można było tylko piachem i kocami. W pewnej chwili okazało się, że ratujemy z Marią siedem osób. Zapalił się też „gasiciel pożarów”.

Nieśliśmy z ludźmi tych prawie spalonych fosforem, a ja pytałam: „Mirku daj znać, który ty jesteś” (przypomniałam sobie imię). Jeden „żywy trup” poruszył ręką. Nikt nie przeżył.

RELACJA KRYSTYNY SZYPER-TOMCZYK „KRUSZEK” (LECZNICA „SANO”)

Mieliśmy pacjentów tak bardzo okaleczonych, że trudno było zrozumieć, iż jeszcze walczą o życie. Pamiętam człowieka w średnim wieku, któremu trzeba było amputować obie ręce do ramion i obie nogi w górnej części ud. Pozostał tylko tułów i głowa. Pacjent przeżył.

Pamiętam kobietę przyniesioną do nas ze strasznie rozszarpanym kroczem. Wyglądało to, jakby szrapnel rozerwał jej tę część ciała. Operowali ją prof. Stefanowski i dr Lewicki, asystował dr Zachwiej. A jednak niewiele dało się zrobić. Był to ostatni zabieg tego wieczoru, nie zabieraliśmy jej już z sali operacyjnej, umierała. Błagała, żeby nie zostawiać jej samej. Siedziałam przy niej, podawałam co kilka godzin morfinę i trzymałam za rękę długo w noc, aż umarła. Powiedziała mi, że jest położną, wracała od porodu.

Przyniesiono kiedyś ciężko rannego w brzuch bardzo młodego niemieckiego żołnierza. Miał taki zwierzęcy strach w oczach. Zapytał, kiedy kładliśmy go na stół operacyjny, czy dostanie narkozę – bał się widocznie operacji bez znieczulenia. Znałam trochę język niemiecki, więc powiedziałam: – Dostaniesz narkozę. – Uspokoił się, a kiedy obudził się po operacji, prosił, żeby napisać do jego matki. Napisałam zaraz po wyjściu z Warszawy – chłopiec zmarł nazajutrz po operacji.

Pamiętam ranną poetkę Wandę Bacewicz, siostrę żony prof. Biernackiego – Grażyny. Operował ją prof. Dega i uchronił przed kalectwem. Dr Sobieska przyprowadziła pod koniec sierpnia swego wuja p. Franciszka Woźniaka, z rozszarpaną i zmiażdżoną dłonią i nadgarstkiem. Niestety nie było sposobu ratować, prof. Dega musiał dłoń amputować. Pan Woźniak był kupcem, wysiedlonym, miał wielki magazyn tekstylny na Rynku Starego Miasta w Poznaniu. Zapamiętałam, jak doradzał mojej matce, jaki jedwab wybrać na suknię balową dla mnie na pierwszy bal w 1936 roku.

Privacy Preferences
When you visit our website, it may store information through your browser from specific services, usually in form of cookies. Here you can change your privacy preferences. Please note that blocking some types of cookies may impact your experience on our website and the services we offer.